
"Parking"
Miejsce: Galeria handlowa, godzina 18:00
Miała tylko odebrać coś z pralni. Pospiesznie, bez emocji. Zwykły czwartek. Kluczyki w jednej dłoni, torba z listą zakupów w drugiej. Miała 42 lata, była zmęczona i wcale nie wyglądała jak bohaterka fantazji. Przynajmniej nie swojej.
Szła przez galerię w kierunku wyjścia, stukając obcasami o błyszczącą podłogę. Ubrana była skromnie — dżinsowa spódnica, luźna bluzka, włosy spięte niedbale w klamrę. Ale nogi… nogi miała mocne, kobiece. Uda, które kiedyś wstydziła się pokazywać, teraz niosły ją z dumą. Nieco znużoną, ale pewną.
Zobaczyła go, zanim on zobaczył ją. Stał przy jednej z witryn. Młodszy, może trzydziestoletni. Błękitna koszula, rękawy podwinięte, dżinsy. Ładny, ale nie jak z reklamy. Taki, który działa właśnie przez niedopowiedzenie. Przechyliła lekko głowę i spojrzała na niego dłużej, niż powinna.
On uniósł wzrok. I nie odwrócił go. Spojrzenie, które zamiast zniknąć, zatrzymało się na niej jak dotyk. Nie uśmiechał się. Patrzył. Zainteresowany. Może nawet... zaciekawiony? Zrobiło się ciepło. Nie w powietrzu — w niej. W tej miękkiej, głęboko schowanej części, którą tak rzadko czuła ostatnio.
Minęli się. Ona szybciej, on wolniej. Ale po chwili usłyszała za sobą jego kroki. Czuła, że to on. Cichy, zrównany chód. Przedłużyła trasę przez galerię, zamiast wyjść na parking. Chciała się upewnić. Że naprawdę za nią idzie. Że to nie tylko jej wyobraźnia.
Wyszła przez boczne drzwi. Do chłodniejszego, cichszego parkingu. Równe linie aut, niebieska godzina, światło latarni odbijające się na masce samochodu. Już sięgnęła po kluczyki, kiedy usłyszała:
— Zgubiła pani coś?
Odwróciła się. Był tuż za nią. Nie uśmiechał się głupkowato. Jego spojrzenie miało w sobie coś... spokojnego. Napiętego. Jakby wiedział, że właśnie przekroczył jakąś niewidzialną granicę, ale nie zamierzał się cofnąć.
Ona też nie.
— Chyba rozsądek — odpowiedziała, bardziej do siebie niż do niego.
Uśmiechnął się lekko. I nic nie powiedział. Zrobił krok w jej stronę. Wystarczyło. Poczuła, że nie ma odwrotu. Miała ochotę odejść, wrócić do samochodu, zostawić to w powietrzu jak niedokończony sen. Ale ciało... ono nie chciało odchodzić.
Patrzył na nią, jakby nie widział innych kobiet wcześniej. Jakby nie miało znaczenia, że jej uda są masywne, że ma zmarszczki w kącikach oczu i oddech zbyt płytki. Jakby to wszystko właśnie teraz było dla niego najpiękniejsze. Najbardziej pociągające.
— Jak się pani nazywa? — zapytał.
— Nie pytaj. Nie teraz — szepnęła.
Podszedł bliżej. Tak blisko, że poczuła ciepło jego klatki piersiowej. Pachniał... zwyczajnie. Trochę perfum, trochę skóry. Normalnie. A jednak jej kolana lekko zadrżały. Czuła, że wystarczy, by dotknął jej ramienia i... wszystko się rozsypie.
Nie dotknął.
Nachylił się powoli. Jego usta znalazły się przy jej uchu.
— Chcesz, żebym to zrobił?
Zacisnęła powieki. To pytanie było nie do wytrzymania. Tak proste. A tak cholernie prawdziwe. Nie odpowiedziała. Oparła się plecami o maskę swojego auta. Czuła, jak materiał spódnicy podsuwa się wyżej. Zimny metal kontra gorące uda. Zadrżała.
Dotknął jej dłoni. Ostrożnie. Bez pośpiechu. Palcami przesunął po jej nadgarstku, jakby chciał sprawdzić puls. Jakby czekał, aż go zatrzyma. Nie zatrzymała. Wręcz przeciwnie — rozluźniła palce, pozwalając mu na więcej.
Ujął jej dłoń i przyciągnął ją do siebie. Do własnego ciała. Czuła przez dżinsy, że jest twardy. Gotowy. Bez słowa. Oparła czoło o jego bark i przez moment tylko oddychali razem. Cicho. Napięcie wisiało jak grzmot przed burzą.
Podciągnął jej spódnicę do góry, do połowy ud. Jego dłoń była ciepła, pewna. Dotknął skóry pod pończochą. Nie spieszył się. Sunął po niej powoli, badając każdy fragment. Westchnęła głęboko, a on przylgnął ustami do jej szyi.
— Tak bardzo cię chcę — szepnął.
Ona też. Od tygodni, miesięcy, może lat — nikt tak nie patrzył na nią. Jak na kobietę. Jak na pragnienie.
Pochyliła się, rozpięła mu pasek. Ręce jej lekko drżały, ale nie ze strachu. Ze zbyt wielu emocji na raz. Dotknęła go. Czuła ciepło, puls, napięcie. Wszystko, co sprawiało, że czuła się żywa. Bardziej niż kiedykolwiek.
Wsunął się między jej uda. Powoli. Jakby świat przestał istnieć. Samochody zniknęły, ludzie zniknęli. Zostało tylko ich dwoje, skóra o skórę, oddech przy oddechu. Półmrok parkingu i jej rozchylone usta.
Była głośna. Nie z powodu miejsca. Z powodu tego, co czuła. On obejmował ją mocno, całował, jakby chciał się nią nasycić. Wbiła paznokcie w jego plecy. Nie była cicha. Nie była grzeczna.
Była kobietą. Która właśnie przestała zapominać, jak to jest być pożądaną.
Koniecznie napisz tutaj czy taka forma opowiadania z podkładem muzycznym, Ci się podoba
Zajrzyj głębiej… znajdziesz więcej zmysłowych historii.