Lekcja matematyki - 00:07:58

Ostatnio dodane audio

Lekcja matematyki

Nie tak wyobrażałem sobie moje życie. Na pewno nie sądziłem, że zostanę nauczycielem, a co gorsze, nauczycielem matematyki w liceum. Ławki wypełnione bezczelnymi nastolatkami targanymi hormonami i młodzieńczą głupotą... Nie, mój plan na życie wyglądał całkiem inaczej. Po ciężkich pięciu latach na wydziale matematyki miałem nadzieję, że dostanę się na studia doktoranckie. Los postanowił jednak inaczej.

Było to o tyle niefortunne, że w tym samym czasie rozstałem się z dziewczyną. Czułem się jak najgorszy nieudacznik. Rozstanie, brak perspektyw na uczelni, do tego bez grosza przy duszy – to wystarczyło, żeby się załamać. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Na szczęście z pomocą przyszedł kumpel ze studiów. Któregoś dnia wpadł na pomysł:

Stary, idź na kurs pedagogiczny.

Mam uczyć tabliczki mnożenia? Chyba kpisz, nie znoszę bachorów – odparłem.

No dobra, a ilu nauczycieli z powołania znasz? Zawsze to jakieś zajęcie. Wolałbyś siedzieć pod krawatem w banku i wciskać kredyty? - zarechotał szyderczo.

Spojrzałem na niego i zmarszczyłem brwi. Może on ma rację... Przypomniałem sobie wakacyjny staż w jednej z placówek dużego banku. Z pełną świadomością mogę teraz powiedzieć, że za wszelką cenę chciałem uniknąć pracy w finansach.

Jeśli cię to nie przekonuje, to powiem ci coś jeszcze. W sumie to tylko jedno słowo – powiedział.

Spojrzałem na niego zmieszany, nie wiedząc o co mu chodzi.

Laseczki – wycedził.

Co?

Co co? Laski, babki, dziewczyny! Kurs pedagogiczny jest międzywydziałowy. Jak nie zostaniesz nauczycielem, to może chociaż jakaś długonoga napalona niewiasta z humana cię pocieszy, co nie? – mrugnął porozumiewawczo.

Ale nie pocieszyła. Kurs minął spokojnie - przychodziłem na zajęcia, słuchałem wykładowcy i wychodziłem. Ludzie wokół nie bardzo mnie interesowali, każdy żył we własnym świecie i żadnych znajomości nie nawiązałem. Natomiast bez problemu udało mi się uzyskać zaliczenia z przedmiotów. Mogłem oficjalnie szukać pracy jako nauczyciel.

Trafiła się w końcu posada w jednym liceum. Początkowo na zastępstwo, a kiedy starszy nauczyciel odszedł na emeryturę, byłem gotowy przejąć jego klasę.

Był początek września. Zestresowany i stale pod presją dyrektora, przygotowywałem klasę maturalną do egzaminu dojrzałości. Dla mnie materiał, który mieli opanować, był banalny, wręcz dziecinnie prosty. Uczniowie twierdzili jednak, że to koszmar. Zaproponowałem, że każdy, kto ma jakieś problemy z zadaniami, może przyjść do mnie po ostatniej lekcji. Za pierwszym razem pojawiła się cała klasa. Z czasem niektórzy zaczęli radzić sobie bez mojej pomocy.

Do samego końca kwietnia wytrwała tylko jedna uczennica. Dziwiło mnie jej zaangażowanie. Miała dość dobre oceny, a mimo to za każdym razem przychodziła po lekcjach, twierdząc, że ma problem z jakimś działem, który akurat przerabialiśmy. Nie byłem podejrzliwy, absolutnie, wręcz przeciwnie, starałem się jej pomóc. Nie mogłem jednak przestać myśleć, że wcale jej nie chodzi o matematykę.

Za tydzień było zakończenie roku szkolnego dla maturzystów. Siedziałem za biurkiem w pustej sali. Może ktoś będzie chciał o coś zapytać przed egzaminem? Liczyłem, że pojawi się chociaż jedna osoba, inaczej marnowałbym tu czas. Pomyślałem sobie w tamtej chwili o tej jednej pilnej uczennicy. Dzisiaj jednak nie przyjdzie? Pewnie ma coś lepszego do roboty.

Jest pan sam? - z zamyślenia wyrwał mnie niepewny dziewczęcy głos.

"To ona!" - krzyknąłem podekscytowany w duchu. Szybko się jednak skarciłem w myślach, nie rozumiejąc dlaczego tak bardzo chciałem, żeby przyszła. Skinieniem głowy zaprosiłem ją, żeby weszła.

Usiadła na ławce przede mną, skrzyżowała nogi i wygładziła spódnicę, która ledwo zakrywała jej pupę. Nic nie powiedziałem, czekałem na jej ruch. Nie rozumiałem, o co chodzi. Dziewczyna milczała, a co więcej, nawet nie spoglądała w moją stronę. Kiedy otwarłem usta, żeby spytać dlaczego przyszła, ona rozszerzyła gwałtownie nogi. Moim oczom ukazała się gładko ogolona, różowa i połyskująca od śluzu cipka. Co ona sobie wyobrażała? Była moją uczennicą, jeśli ktoś by nas teraz zobaczył... Z szoku wyrwały mnie jej słowa:

Nikomu nie powiemy – szepnęła. - Za miesiąc już mnie tu nie będzie, nikt się nie dowie.

Stanęła tuż obok, a z kieszeni mojej marynarki wyciągnęła pęk kluczy i zamknęła drzwi klasy. Siedziałem oniemiały, czując jak penis zaczyna odznaczać się w spodniach. Uklęknęła przede mną i mocno zacisnęła ręce na moich udach. Chwilę obserwowała wzniesienie w moich spodniach, aby po chwili rozpiąć powoli zamek. Sięgnęła ręką i wyciągnęła mojego kutasa. Muszę przyznać, że do tego momentu nie czułem nigdy tak obezwładniającego podniecenia.

Dziewczyna odwlekała naszą zabawę i masowała niezobowiązująco moje jądra. Wydawała się być opanowana, lecz co jakiś czas słyszałem odgłos kapania. Pomyślałem, że to deszcz, jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że jej cipka musi być bardzo mokra. Nie miała bielizny, a jej pochwa była na tyle wilgotna, że co jakiś czas jej kobiece soki skapywały na ziemię. Miałem dość oczekiwania, położyłem rękę na jej głowie i skierowałem ku nabrzmiałemu fiutowi.

Miała dość wąską buzię, próbowała więc niezdarnie zmieścić go całego, aż do jąder. Jej niewinność i nieporadność cholernie na mnie działała. W końcu zaczęła ssać w bardzo szybkim rytmie, jej język był śliski i dokładnie pieścił całego penisa. Czułem niesamowitą przyjemność, a ona starała się coraz bardziej, jedną ręką ściskała delikatnie jądra, drugą obejmowała natomiast dolną część fiuta. Czułem zbliżający się koniec, przymknąłem lekko oczy i przyciągnąłem ją jeszcze bardziej ku kutasowi. Wystrzeliłem w jej małych, ślicznych ustach i odetchnąłem.

Otworzyłem oczy. Moja pilna uczennica szykowała się już do wyjścia, przeczesywała włosy i poprawiała ubranie. Wydawało mi się to dość surrealistyczne. Wstałem, zapiąłem spodnie i nie wiedząc, czy byłoby stosownym coś powiedzieć, obserwowałem ją. W kąciku jej ust zauważyłem moją spermę wymieszaną z jej śliną. Poczułem nagłe, niespodziewane pobudzenie. Nie uszło to jej uwadze. Wyciągnęła z torby lusterko i chusteczkę, szybko zacierając ślady naszej tajemnej lekcji matematyki, po czym uśmiechnęła się i wyszła.