Ostatnio dodane audio

Pierwszy, który zapukał

Fantazja: “Ona daje się namówić na wyzwanie, że przez pierwszy tydzień jej urlopu odpoczywa w naszym domu- każdy mężczyzna który zapuka, zostanie zaspokojony …”


Był poniedziałek. Pierwszy dzień jej urlopu.
Wstała o siódmej, ale przez pierwszą godzinę tylko chodziła po domu – naga, bosa, z kubkiem herbaty, nie do końca jeszcze obudzona. Ja siedziałem w kuchni, przy stole, w samych bokserkach, patrząc, jak się rusza. Koszula, którą na siebie zarzuciła, była moja – długa, lniana, sięgała ledwo za pupę. Nie zapięła ani jednego guzika. Piersi miała odkryte, pełne, opalone.

— Chcesz, żebym się stresowała? — zapytała, podchodząc do lodówki.

— Nie. Chcę, żebyś się oddała temu bez gadania.

— To już gadam, tak?

Skinąłem głową. Upiła łyk, spojrzała na mnie znad kubka i powiedziała:

— Dobrze. Ale ty nie wtrącasz się w nic. Ani słowem. Ani gestem. Ani spojrzeniem.

— Obiecuję.

— I słyszysz wszystko?

— Wszystko.

— Ale nie widzisz.

— Taki był układ.

Wzięła głęboki wdech, potem przeszła się do salonu. Przez chwilę wyglądała przez okno – ogród był pusty, droga pusta, niebo czyste. Lato w pełni. I żadnych dzieci, żadnych znajomych, żadnych obowiązków.

Zegar wskazywał 08:47, kiedy zadzwonił domofon.

— O, ktoś jest szybszy niż ja — mruknęła.

Spojrzała na mnie, jakby szukała ostatniego potwierdzenia. Nie musiała. Wiedziała, że to się dzieje naprawdę.

Zeszła na dół. Ja zostałem na półpiętrze. Uchyliłem tylko drzwi, żeby słyszeć. Tylko słyszeć.


Otworzyła drzwi.

— Dzień dobry. Paczka dla… — głos młody, może dwadzieścia pięć lat.

— Tak, to tutaj — przerwała mu łagodnie. — Chodź do środka, gorąco na korytarzu.

— Tylko podpis, naprawdę… — próbował się wycofać.

— Nie szkodzi. I tak muszę iść po długopis.

Drzwi się zamknęły. Słyszałem, jak przeszli kilka kroków w głąb. Jej głos był już nieco niższy, bardziej spokojny.

— Siadaj, jeśli chcesz.

— Eee… nie wiem, czy powinienem…

— Słyszałeś kiedyś o fantazjach?

— Co?

— O takich, które trzeba zrealizować, bo inaczej nie dadzą spokoju?

— Eee… no, chyba tak.

— A słyszałeś kiedyś o kobiecie, która postanowiła przez tydzień urlopu zaspokajać każdego mężczyznę, który zapuka do jej drzwi?

Długa cisza.

— Chyba nie… — powiedział cicho.

— To teraz usłyszałeś. I to znaczy, że jesteś pierwszy.

— Przepraszam?

— Pierwszy, który zapukał. Więc pierwszy, którego dziś zaspokoję.

Cisza.

— To jakiś żart?

— Możesz wyjść, jeśli chcesz.

— Nie… ja…

— W takim razie nie mów już nic.

Słyszałem jej kroki. Powoli. Zbliżyła się do niego. Potem szelest. Pewnie zdjęła koszulę.

— Patrz na mnie.

Cisza.

— Zdejmij spodnie.

On był już przekonany. Dał się wciągnąć w tą grę.  Szelest suwaka, tkaniny na parkiecie.

— Siadaj.

Krzesło skrzypnęło.

— Oddychaj powoli. Nie ruszaj się.

Kolejny szelest. Zapewne klęknęła. I po chwili:

— Jesteś gotowy?

— Ja… chyba…

— Nie myśl. Czuj.

Potem z jego gardła wydobyło się coś między oddechem a jękiem. Ona wzięła go do ust – słyszałem to po dźwiękach, po tym, jak zmienił się jego głos.

— O kurwa…

— Cicho — przerwała mu.

Zaczęła powoli. Głęboko. Przesuwała się po jego kutasie ustami, raz szybko, raz wolno. 

— Zaraz…

— Jeszcze nie — powiedziała twardo. — Jeszcze nie.

Wiedziała, jak to zatrzymać. Przerwała w odpowiednim momencie.

— Wstań.

Odgłos krzesła. On był już rozdygotany.

— Chodź.

Słyszałem przesunięcie mebla. Może stół. Może fotel.

— Wejdź we mnie.

— Bez…?

— Bez. Masz kilka minut. Potem następni.

— Następni?

— Tydzień się dopiero zaczął.

Westchnął. A potem wszedł. Po jęku poznałem, że zrobił to gwałtownie. Pociągnęła go do siebie i przyjęła do końca.

— Tak…

— Ty jesteś…

— Nie mów. Ruchaj.

Rytm. Uderzenia. Sapanie. 

— Głębiej. Mocniej. Nie przestawaj.

— Kurwa…

— Jeszcze…

Zatrzymała go w odpowiednim momencie.

— Wyjdź.

— Co?

— Do ust.

Odsunął się, a ona klęknęła ponownie.

— Teraz.

Chyba nie wytrzymał więcej niż kilka pociągnięć. Wystrzelił, jęcząc jakby nie dowierzał. A ona przełknęła spokojnie. Bez słowa.

Po chwili cisza. Szelest ubrań. On stał w miejscu.

— Możesz już iść.

— Ja…

— To był twój jeden raz. Nie będzie drugiego.

Słyszałem, jak otwiera drzwi.

Ona wróciła po chwili. Bosymi stopami weszła po schodach, naga, spocona. Usiadła na moich kolanach.

— Pierwszy — powiedziała.

— Jak się czujesz?

— Lepiej niż się spodziewałam.

— Chcesz więcej?

— Nie wiem. Ale jak zapuka ktoś jeszcze…

— To otworzysz.

Uśmiechnęła się.


Siedziała na moich kolanach, naga, z mokrymi udami, które oparła o moje uda. Pachniała potem i jego nasieniem, które spływało jej po udach. Pachniała jak kobieta, która dostała dokładnie to, na co miała ochotę.

Nie całowała mnie. Nie mówiła „dziękuję”. Po prostu siedziała, patrząc w ścianę, oddychając wolno, głęboko.

— On miał ładny zapach — rzuciła po chwili.

— Młody. Pewnie nie wie, co się wydarzyło.

— Nie musi wiedzieć. Czuł.

Złapałem ją za udo. Spojrzała na mnie szybko.

— Nie teraz. Ty jesteś ostatni — powiedziała. — Dopiero w niedzielę.

— Wytrzymasz?

— Chcę poczuć różnicę. Między nimi… a tobą.


Przez resztę dnia była spokojna. Chodziła po domu naga, czasem w samym szlafroku, czasem w mojej koszuli, ale już zapinając jeden guzik. Robiła sobie kawę, podlewała kwiaty, opalała się przez chwilę na tarasie. Patrzyłem, jak się przeciągała, jak leżała z zamkniętymi oczami, jak lekko masowała własne uda.

Nie rozmawialiśmy więcej o tym, co się stało. Ale czułem, że coś w niej się zmieniło. Jakby rozpięła sobie jakiś zamek pod skórą i postanowiła nie zapinać go przez cały tydzień.

Około siedemnastej usłyszeliśmy samochód na podjeździe.

Spojrzała na mnie.

— Drugi? — zapytała.

— Chyba tak.

Wstała. Umyła ręce, poprawiła włosy. Tym razem założyła tylko cienką, białą sukienkę. Bez niczego pod spodem.

— Jeśli to sąsiad… — zaczęła.

— Zasady są jasne.

Zeszła na dół. Nie zaglądałem. Usłyszałem tylko dzwonek. Drzwi otworzyły się. I głos.

— Cześć… paczka chyba przez pomyłkę do was trafiła.

Sąsiad. Z naprzeciwka. Czterdzieści kilka lat. Rozwiedziony. Od dawna zerkał na moją żonę, kiedy tylko była na ogrodzie. Teraz los się do niego uśmiechnął.

— Wejdź. Jestem sama.

— A twój mąż?

— Na górze. Ale nie przeszkadza.

— Yyy…

— Możemy pogadać. Lub więcej.

— Więcej?

— Przez cały tydzień zaspokajam każdego, kto zapuka.

Długa cisza.

— Poważnie?

— Właśnie zapukałeś.

Nie usłyszałem, co odpowiedział. Ale po jego krokach poznałem, że został.

Nie schodziłem. Nie potrzebowałem patrzeć. Wystarczył mi głos jej oddechu, skrzypienie podłogi, uderzenie bioder o blat, potem westchnienie. A później – zupełna cisza.


Wieczorem wróciła do mnie powoli. Bez pośpiechu. Usiadła na kanapie, oparła głowę o moją nogę.

— Dwóch. W jeden dzień.

— Dobrze się czujesz?

— Tak. Lepsze to niż joga, kąpiele czy medytacje.

— I chcesz dalej?

— Tak.

— A jeśli zapuka ich dziesięciu?

— To znaczy, że dziesięciu mnie zapamięta.

Zamknęła oczy. Gładziła się po brzuchu.

— Jutro też zostanę w domu.

— I będziesz czekać?

— Nie. Będę po prostu. A oni się pojawią.

— Myślisz?

— Mężczyźni zawsze gdzieś idą. I zawsze do kogoś pukają.


W nocy nie kochaliśmy się. Spała twardo, na brzuchu, z lekko rozsuniętymi nogami. Głaskałem ją po karku i udach. Pachniała seksem. Obcymi mężczyznami. Sobą.

I nie czułem się zdradzony. Czułem się częścią jej decyzji.
Byłem tym, który zapytał, czy chce.
I tym, który teraz czeka, aż skończy się tydzień.


Nie czekaj, Podziel się swoją fantazją tutaj

Zajrzyj do najnowszych opowieści – każda zaczęła się od czyjegoś pragnienia.

Utworzono: 06.05.2025  Wszystkie prawa do tekstu zastrzeżone. Kopiowanie i powielanie tylko za naszą pisemną zgodą