Ostatnio dodane audio

Tak, patrzyłam – opowieść Anki

To, co przeczytasz, to wersja Anki, tamtej nocy.
Jeśli chcesz najpierw, poznać całą historię – znajdziesz ją tutaj


To ja to zaproponowałam.

Nie Marek, nie przypadek. Ja. Napisałam pierwsza. Zaproponowałam spotkanie. Nie wiem, czy z odwagi, czy z pragnienia, które we mnie dojrzewało powoli, jak czerwone wino w piwnicy. Ale to była moja decyzja. I wiedziałam, że coś się zmieni.

Z Markiem byliśmy razem długo. Znamy swoje ciała, swoje nawyki. Lubimy się. Dotykamy. Ale czegoś zaczęło brakować. Nie chodziło o miłość. Chodziło o ogień. Taki, który nie prosi o pozwolenie.

I kiedy zaczęliśmy mówić o tym – o zamianie, o innym spojrzeniu, o wyjściu poza schemat – nie wyśmiał mnie. Nie stchórzył. Po prostu powiedział: „Jeśli tego chcesz – zróbmy to razem.” I to było najpiękniejsze, co mógł wtedy powiedzieć.


Kiedy dzwonek do drzwi zadzwonił, miałam wrażenie, że serce mi zadrżało. Niby wiedziałam, czego chcę. Ale jednak, gdy zobaczyłam ich – Martę i Roberta – coś się we mnie zatrzymało. Ona – młoda, ale z błyskiem dojrzałości w oczach. On – skupiony, niepewny, ale obecny. To nie byli ludzie, którzy przyszli „z ciekawości”. Oni naprawdę chcieli tego samego, co my. I to mnie uspokoiło.

Wpuściłam ich do środka. Mieszkanie jak każde inne – sofa, świece, kieliszki. Ale w powietrzu wisiało coś ciężkiego. Coś napiętego. I ekscytującego.

Usiedliśmy. Piliśmy wino. Rozmawialiśmy o serialach, o podróżach, o tym, jak trudno czasem być szczerym nawet we dwoje. Ale ja nie słuchałam ich do końca. Patrzyłam na Roberta. Jak rusza dłonią, jak poprawia koszulę, jak zerka na mnie, kiedy myśli, że nie widzę. A ja widziałam. I czułam.

Moje ciało zaczęło reagować. Usta lekko się rozchyliły. Uda napięły. Oddech przyspieszył. Byłam tam, ale już niecała. Bo część mnie już chciała, żeby to się zaczęło.


Kiedy Marek zapytał, czy jesteśmy gotowi – nie zawahałam się ani przez chwilę.

Zbliżyłam się do Marty pierwsza. Bo chciałam przełamać ten mur niepewności. Dotknęłam jej dłoni. Była miękka. Ciepła. Czuła. Spojrzała na mnie i się nie cofnęła. Jej oczy mówiły „zaufaj mi, ja też się boję, ale chcę tego”. I ja to uszanowałam.

Ale prawdziwe napięcie przyszło wtedy, gdy dotknęłam jego – Roberta.

Rozpięłam mu koszulę. Każdy guzik był jak kolejne potwierdzenie, że to się dzieje naprawdę. Moje palce drżały lekko. Ale nie z lęku. Z pragnienia. Czułam jego napięcie pod skórą. Pachniał czymś młodym, męskim, trochę nerwowym. I to mnie rozgrzało.

Pocałowałam go. Najpierw delikatnie. Potem głębiej. Coraz mniej się kontrolując  


Usiadłam na nim. Czułam go pod sobą – był twardy, gotowy, jego ręce na moich udach. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie poruszać się w rytmie, który znałam tylko ja.

To było moje ciało. Po pięćdziesiątce. Nie jak z katalogu. Ale silne, prawdziwe. I po raz pierwszy od dawna... czułam się w nim potężna. Nie jak „czyjaś żona”. Nie „pani domu”. Kobieta. Z głodem. Z ogniem.

Czułam, jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach. Jak wsuwa się we mnie coraz głębiej. Poruszałam się najpierw powoli, potem szybciej. Jego usta całowały moją szyję, potem piersi. Gryzł, ssał, całował. I to wszystko mnie nie rozpraszało. To mnie nakręcało.

Odwróciłam się. Uklękłam na łóżku. Wystawiłam mu pośladki. Nie mówiłam nic. Po prostu wiedziałam, że wejdzie we mnie.

Zrobił to. Mocno. Głęboko. Prawie brutalnie. Ale nie za mocno. Idealnie.

Moje czoło oparło się o ścianę. Oddychałam ciężko. Głośno. Jęknęłam raz. Drugi. Trzeci. A potem…

Nie wiedziałam, gdzie jestem. Czułam, jak mnie wypełnia. Jak jego ruchy się nasilają. Jak sam traci rytm. I wtedy to przyszło.

Krzyk. Mój. Taki, którego nie znałam. Taki z wnętrza. Nie był ładny. Ale był mój. I prawdziwy.


Po wszystkim leżałam chwilę w ciszy. Zadyszana. Spocona. Czułam Marka obok. Dotknął moich pleców. Nie mówił nic. Ale jego dotyk mówił wszystko. Był czuły. Pewny. Jakby chciał powiedzieć: „widziałem cię. I nadal jesteś moja.”

Spojrzałam na Martę. Leżała przy Robercie, głowa na jego piersi. Uśmiechnięta. Spokojna. Prawdziwa. I nie czułam zazdrości. Czułam dumę. Że przeszłyśmy przez to razem. Że się nie porównywałyśmy. Że byłyśmy dla siebie... kobietami. A nie konkurencją.

Podniosłam kieliszek. Wino było ciepłe. Ale dobre.

— Wszystko okej? — zapytałam Martę.

— Bardziej niż okej — odpowiedziała.

Uśmiechnęłam się. Tak, ja też.


Kiedy wyszli, usiedliśmy z Markiem na kanapie. Nago. Przykryci tylko kocem. Pomiędzy nami nie było już ciszy. Było zrozumienie.

Dotknął mojej dłoni. Uśmiechnął się.

— Chciałabyś jeszcze?

— Tak — odpowiedziałam bez wahania. — Bardzo.

Nie wiem, co będzie dalej. Może nie spotkamy się już z nimi. Może z kimś innym. A może nigdy więcej.

Ale wiem jedno.

Tamtej nocy byłam cała sobą. I on mnie widział.

I tak – patrzyłam. Ale też czułam. Pragnęłam. I w końcu – wzięłam.


Zajrzyj do najnowszych opowieści – każda zaczęła się od czyjegoś pragnienia.


Utworzono: 24.04.2025  Wszystkie prawa do tekstu zastrzeżone. Kopiowanie i powielanie tylko za naszą pisemną zgodą