Ostatnio dodane audio

Spotkanie w bloku

Fantazja Czytelniczki:

Czas i miejsce:  Mieszkanie w bloku 
Relacja: Dwa małżeństwa spotykają się pierwszy raz, 50+ 30+, dla każdego z nich jest to pierwszy raz, zawsze podniecała ich myśl - jak to będzie?
Styl: Ostro, dużo sexu
Perspektywa: Ogólna
Motywy: Sex z wymianą partnerów

To miał być tylko wieczór. Poznanie się. Lampka wina. „Zobaczymy, czy się polubimy” – tak mówili sobie nawzajem przez ekran. Ale przecież obie pary wiedziały, że to coś więcej. Że to nie o wino chodzi.

Marta i Robert jechali windą na trzecie piętro. Winda stara, cicho brzęcząca, pachnąca kurzem i ludźmi. Ona poprawiła włosy w lustrze. On patrzył przed siebie, jakby się bał, że spojrzy jej w oczy i zobaczy w nich… niepewność.

— Jeszcze możemy zawrócić — powiedziała.

— Możemy — przyznał.

Ale nie zrobili tego. Bo nie po to o tym marzyli. Nie po to przez tyle wieczorów dotykali się, fantazjując o „tamtej drugiej parze”. Nie po to pisali maile, wymieniali zdjęcia, ustalali zasady.

Marek i Anka – starsi. Dzieci już odchowane, mieszkanie własne. W ich wiadomościach było mniej emocji, a więcej spokoju. Wiedzieli, czego chcą. Ale nawet oni nie potrafili ukryć podniecenia.

Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.

— Cześć. Wchodźcie — powiedziała Anka. Miała na sobie luźny sweter i ciemne legginsy. Wyglądała jak sąsiadka zapraszająca na ciasto. Ale w jej oczach było coś więcej. Coś, co paliło.

W mieszkaniu było przytulnie. Ciepłe światło, zasłony z wzorem liści, kilka świec. I zapach... nie perfum, nie jedzenia. Zapach napięcia. Gęsty jak dym.

Zaczęli od rozmów. O niczym i o wszystkim. O tym, gdzie pracują, kto ostatnio oglądał co na Netfliksie. Ale każde spojrzenie trwało o ułamek sekundy za długo. Każdy śmiech był nieco głośniejszy niż trzeba. Każdy kieliszek wina – trochę szybciej opróżniany.

Marek i Robert wymienili spojrzenia. Nie rywalizujące. Ciekawskie. Uzgodnione.

Marta i Anka siedziały obok siebie na kanapie, kolana niemal się stykały. Marta nie mogła przestać zerkać na jej dłonie. Długie palce, spokojne ruchy. Pewna siebie kobieta. Z doświadczeniem.

W końcu Marek się odezwał.

— Więc... jesteśmy tu, bo wszyscy czegoś chcemy. Nie musimy. Ale jeśli wszyscy nadal tego chcemy… możemy.

Cisza była krótka. Marta spojrzała na Roberta. Ten skinął głową. Delikatnie. Ale wyraźnie.

Anka podeszła do nich. Dotknęła dłoni Marty. Cicho, miękko. Marta nie cofnęła się. Spojrzały sobie w oczy. Wszystko było ustalone bez słów.

Rozbierali się powoli. Jakby zrzucali nie tylko ubrania, ale i cały ten ciężar „czy wypada”, „czy to normalne”, „czy to źle”. Nie było wstydu. Była ciekawość.

Cisza między nimi była głośniejsza niż cokolwiek wcześniej. Czuli się wystawieni, ale nie zawstydzeni. Każdy ruch był świadomy. Każdy dotyk miał znaczenie. To nie była szybka gra. To była decyzja.

Marta zdjęła sukienkę, odsłaniając ciało, które było młode, ale nie perfekcyjne. Naturalne. I piękne właśnie dlatego. Kiedy stanęła przed Markiem, serce jej biło jak szalone, ale nie odwróciła wzroku. Patrzyła na niego, jakby chciała powiedzieć „bierz mnie, ale patrz uważnie, bo niczego nie udaję”.

Marek nie spieszył się. Patrzył, ale nie rzucał się. Podszedł powoli. Jego dłoń dotknęła jej biodra, potem przesunęła się wyżej, na kark. Delikatnie. Z szacunkiem, ale też z napięciem. Zatrzymał się przy piersi. Ona westchnęła. A potem cicho jęknęła, kiedy jego palce przesunęły się niżej, po brzuchu.

W tym samym czasie Anka stanęła przed Robertem. Bez słowa rozpięła stanik. Jej piersi wysunęły się spod materiału. Nie wstydziła się ich kształtu, wagi, ani wieku. To było jej ciało. Pewne siebie. Dojrzałe. I bardzo, bardzo świadome. Położyła dłoń na torsie Roberta, a potem przesunęła ją niżej, do gumki jego bokserek. Patrzyła mu w oczy, nie uśmiechając się.

— Chcę cię poczuć — szepnęła.

Marta klęczała na łóżku, Marek był za nią. Chwytał ją mocno za biodra, jego ruchy były pewne, coraz głębsze. Ona opierała się o pościel, jęczała coraz głośniej, ciało drżało. Raz po raz wbijała palce w prześcieradło, szukając punktu, którego już dawno nie znała.

W drugim kącie pokoju Anka usiadła na Robercie. Najpierw powoli, jakby sprawdzała go całym sobą. Potem zaczęła się poruszać. Rytmicznie. Z zamkniętymi oczami. Jej piersi falowały, dłoń na jego szyi. Pochyliła się, pocałowała go głęboko. Język, zęby, oddech – wszystko się zmieszało.

Robert nie wytrzymał długo. Chwycił ją za pośladki, przyciągnął mocniej. Jęknęła, gdy wszedł w nią głęboko. Jej głos był zachrypnięty, drżący. Ale nie przestawała. Jej ciało pracowało w rytmie jego napięcia. Ich biodra zderzały się głośno.

Marek pochylił się do Marty, jego tors na jej plecach.

— Chcesz, żebym... — zaczął.

— Tak — przerwała mu. — We mnie. Teraz.

Przyspieszył. Jej jęki były już niekontrolowane. Wbiła się w niego. A potem znieruchomiała, całe ciało zadrżało. Krzyk był krótki, przeciągły. I prawdziwy.

Robert nadal był w środku Anki. Miała teraz dłonie na jego udach, pochylona, jęcząc do poduszki. On wbijał się w nią od tyłu, coraz szybciej, mocniej. Nie prosiła. Nie błagała. Kazała.

— Mocniej — rzuciła przez zęby.

Zrobił to. I wtedy ona też krzyknęła.

Potem było tylko ciche oddychanie. Cztery ciała. Leżeli obok siebie, splątani. Nie było wstydu. Tylko dotyk. Ciche głaskanie. Ciepło.

— Wszystko okej? — spytała Anka.

Marta uśmiechnęła się. Zmęczona, rozpalona, naga.

— To było... coś innego. Ale tak. Bardzo okej.

Marek nalał po kieliszku. Zwykłe czerwone wino. Pili nago, w ciszy, jakby byli starymi przyjaciółmi po meczu. Robert spojrzał na Ankę, potem na Martę.

— Jeszcze kiedyś?

— Jeśli wy chcecie — powiedziała cicho Anka.

Marta ujęła dłoń Roberta. Ścisnęła.

— My chcemy.

I wszystko się zaczęło. Tak właśnie.


Chcesz przeczytać, o czym myślała Anka tamtej nocy?

Tu przeczytasz myśli Marka. Surowe. Męskie. Prawdziwe.


Utworzono: 23.04.2025  Wszystkie prawa do tekstu zastrzeżone. Kopiowanie i powielanie tylko za naszą pisemną zgodą