Z drugiej strony ulicy
Nie wiem, kiedy zacząłem.
Nie był to plan. Nie była to fantazja.
To po prostu się wydarzyło.
Wracałem późno z pracy. Jesień, wilgoć, szyby zamglone. Otworzyłem okno, żeby przewietrzyć sypialnię. I wtedy ją zobaczyłem.
Ona była po drugiej stronie ulicy, na trzecim piętrze. Światło w jej mieszkaniu było ciepłe, miękkie. A ona... poruszała się powoli. Miała na sobie coś lekkiego, jakby koszulkę nocną albo sukienkę bez stanika. Dłonie we włosach. Biodra lekko kołyszące się, jakby w rytmie muzyki, której nie słyszałem. Ale widziałem wszystko.
Nie patrzyła w moją stronę. Albo tak tylko udawała.
Nie wiem, co mnie zatrzymało wtedy przy oknie. Może sposób, w jaki podciągnęła materiał na udzie. Albo jak usiadła na kanapie bokiem, bez skrępowania, jakby była sama na świecie.
I wtedy poczułem. To znane uczucie – w podbrzuszu, zaciśnięte gardło, dłoń szukająca kieszeni. Nie mogłem się ruszyć. Była piękna, ale nie chodziło tylko o ciało. Chodziło o to, jak bardzo była świadoma swojej obecności.
Od tego wieczoru zacząłem ją obserwować regularnie.
Nie codziennie. Nie jak maniak. Ale wystarczająco często, by znać pory, w których wracała, światło, które zapalała najpierw, i sposób, w jaki zdejmowała buty – jednym ruchem, opierając stopę o krawędź mebla.
Nie, nie widziałem jej nago.
Ale widziałem coś znacznie bardziej erotycznego – napięcie.
Moment, w którym zsuwała ramiączko.
Albo odwracała się tyłem i rozpuszczała włosy.
Albo przeciągała się przy oknie z rękami w górze, eksponując talię i brzuch.
Czasem znikała z pola widzenia, a ja tylko czekałem, nasłuchując jak zwierzę. Wyobrażałem sobie, co robi. Czy siedzi naga na kanapie? Czy dotyka się? Czy wie, że jestem? Czy robi to specjalnie?
I coraz częściej czułem, że tak.
Była zbyt pewna. Zbyt swobodna.
Jakby prowadziła ten spektakl właśnie dla mnie.
Pewnego razu stanęła w oknie całkiem naga.
Nie było w tym nic wulgarnego.
Była jak sen. Jej ciało było naturalne, miękkie, piękne w najbardziej realny sposób. Sutki twarde, oddech powolny. Nie poruszała się. Stała. Wiedziała.
Poczułem, że całe moje ciało reaguje.
Zacisnąłem palce na parapecie, czując, jak jestem twardy, pulsujący, skupiony tylko na niej.
Nie dotykałem się. Nie musiałem. Wystarczyło patrzeć.
I wtedy zrobiła coś, co zmieniło wszystko.
Zanurzyła palce między nogi.
Bez wstydu. Bez zasłony.
Dotykała się powoli, pewnie, jakby chciała pokazać mi wszystko.
To był najintymniejszy moment mojego życia z kimś, kogo nigdy nie dotknąłem.
Po wszystkim zniknęła. Zasłoniła firankę.
A ja stałem jeszcze przez chwilę, z twardym członkiem i bijącym sercem, nie wiedząc, czy właśnie przekroczyłem jakąś granicę.
Od tamtej nocy światło w jej oknie stało się dla mnie sygnałem.
Czasem tylko siadała z książką. Czasem piła wino. Czasem... znowu grała.
I zawsze, zawsze dawała mi do zrozumienia: wiem, że tam jesteś.
Ale później — wszystko zgasło.
Firanki zamknięte.
Okno ciemne.
Czułem się... porzucony?
Nie przez kobietę, tylko przez wersję siebie, którą stworzyłem tylko dla niej.
Nie miałem już dokąd patrzeć.
Nie było już rytuału.
Nie było pożądania.
Aż któregoś wieczoru — zobaczyłem je znów.
Jej światła.
Jej sylwetkę.
I wtedy zrobiłem coś, czego wcześniej się bałem.
Zszedłem na dół.
Wyszedłem na ulicę.
I napisałem krótką wiadomość.
Położyłem ją pod drzwiami jej mieszkania. Nic więcej.
„Nie chcę już patrzeć przez szybę.
Chcę Cię zobaczyć naprawdę.”
Nie wiem, co zrobi.
Ale firanka w jej oknie była dziś uchylona.
Delikatnie.
Jak zaproszenie.
O czym myślała, gdy była obserwowana ?
Utworzono: 19.04.2025 Wszystkie prawa do tekstu zastrzeżone. Kopiowanie i powielanie tylko za naszą pisemną zgodą